MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Wypadek w Zabrzu. Kuba odniósł obrażenia podczas zabawy. Nie dostanie odszkodowania?

Bartosz Pudełko
Blizny na twarzy 10-letniego Kuby nie są już tak widoczne, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Przed chłopcem jednak długie, bolesne i kosztowne leczenie.

21 września 2012 roku

- Kuba bawił się z kolegami przy kolejkach na placu Pstrowskiego, tuż pod naszymi oknami. Nagle zadzwonił domofon. To był jego kolega, krzyczał, że wybuchła bomba. Kuba był cały we krwi. Miał okaleczoną twarz. Był roztrzęsiony. Nie wiedzieliśmy, co się stało - wspomina Adrianna Pawlikowska, matka chłopca.

Okazało się, że to nie bomba wybuchła, a lampa zamontowana w ziemi. Zrobione ze szkła i metalu urządzenie wystrzeliło chłopcu prosto w twarz. Kuba miał rozcięte wargi. Stracił też stałe zęby i fragment kości szczęki.

Wieloletnie leczenie

Kuba od razu trafił do szpitala, gdzie został opatrzony. Proces jego leczenia będzie jednak trwał co najmniej do momentu aż chłopiec osiągnie dojrzałość, czyli przestanie rosnąć.

- Braliśmy pod uwagę przeszczepienie zarodka innego zęba w miejsce wybitego siekacza. Później taki ząb miałby być doprowadzony do odpowiedniego kształtu. Ta metoda nie mogła być jednak zastosowana, gdyż Kuba stracił także fragment kości. Wobec tego podjęliśmy decyzję o leczeniu ortodontycznym, które polega na powolnym przesunięciu wszystkich zębów do środka. To będzie trwało latami i kosztowało tysiące złotych - wyjaśnia mama Kuby.

Ponadto po wypadku Kuba ma także problemy logopedyczne. Konieczna była również pomoc psychologa - chłopiec bał się na początku nawet wracać do domu, który znajduje się blisko miejsca wypadku.

O odpowiedzialności

Tuż po wypadku rodzice Kuby, za pośrednictwem kancelarii adwokackiej, wystosowali pismo do urzędu miejskiego, który jest właścicielem terenu, na którym doszło do nieszczęścia. Chcieli otrzymać odszkodowanie. W odpowiedzi dostali jedynie numer polisy i dane firmy ubezpieczającej miasto - Allianz.

Państwo Pawlikowscy dostarczyli ubezpieczycielowi wszystkie konieczne dokumenty. Oględziny lekarskie, wypisy ze szpitala, nawet zeznania świadków, co nie było łatwe, gdyż po wypadku wszyscy dorośli uciekli ze skweru, a pozostali na nim jedynie koledzy chłopca. Allianz był również w posiadaniu notatki policyjnej i ekspertyzy zleconej przez Urząd Miejski w Zabrzu.

Przez kilka miesięcy przedstawiciel ubezpieczyciela wysyłał raz w miesiącu pismo, z którego wynikało, że sprawa jest w dalszym ciągu rozpatrywana, mimo iż decyzja powinna zapaść w ciągu 30 dni.

W końcu, 25 lutego, przychodzi ostateczna decyzja. Odmowa jakiegokolwiek świadczenia.

- W związku z tym wystąpimy na drogę sądową przeciwko gminie Zabrze o wypłacenie odszkodowania, zadośćuczynienia za poniesione szkody i ustalenie odpowiedzialności gminy za skutki wypadku, które mogą objawić się dopiero w przyszłości - mówi mecenas Damian Tomanek, który prowadzi sprawę państwa Pawlikowskich.

W czterostronnicowej, zawiłej odpowiedzi ze strony przedstawiciela ubezpieczyciela czytamy, że owszem, do wypadku doszło, chłopiec doznał ciężkich obrażeń, ale winić za to nie można właściciela terenu, gdyż z jego strony nie doszło do żadnych zaniedbań. Allianz powołuje się tu również na ekspertyzę lamp, z której wynika, że część z nich była uszkodzona. Zauważono w nich zwęglone kondensatory. To właśnie te wadliwe części ekspertyza wskazuje jako możliwe przyczyny eksplozji lampy. W badaniu stwierdza się jednak, że samoistny wybuch jest mało prawdopodobny.

W odpowiedzi ze strony ubezpieczyciela często pojawia się za to stwierdzenie, że Kuba nadepnął na lampę.

- To również jest śmieszne, bo sam Kuba nie pamięta czy na nią nadepnął czy nie - mówi Adrianna Pawlikowska. - A nawet jeśli, to czy to oznacza, że chodzimy po polu minowym? Przecież takich lamp jest w mieście pełno - dodaje jej mąż Igor.

Mecenas Tomanek przyznaje, że takie praktyki ze strony firm ubezpieczeniowych są dość częste. - Ubezpieczyciel zawsze będzie szukał takiego wyjścia, aby uniknąć odpowiedzialności.

Allianz w tej sprawie głosu nie zabiera. Z kolei urząd miejski , komentując ją, powołuje się na umowę z ubezpieczycielem, który w jego imieniu rozstrzyga takie przypadki. Urzędnicy zaznaczają przy tym, że każdy obiekt ogólnodostępny posiada regulamin, którego należy przestrzegać. O tym, kto ponosi winę za nieszczęśliwy wypadek powinni, zdaniem UM, zdecydować eksperci.

Jednak najbardziej państwa Pawlikowskich dotknął fakt, że ze strony urzędu nikt się z nimi nawet nie skontaktował.

- Policjanci powiedzieli nam, że byli u nich przedstawiciele UM i wiedzieli o całej sprawie. Mieli nasze dane, a my wyraziliśmy zgodę na to, żeby się do nas odezwali. Mimo to - cisza - mówi rozżalona mama Kuby.

od 7 lat
Wideo

Wyniki pierwszej tury wyborów we Francji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto