Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żyją jak na bombie

Maria Olecha
Ten pożar śni nam się po nocach -  mówią Cecylia Malicka (z lewej), Dorota Głażewska i Sabina Kulikowska
Ten pożar śni nam się po nocach - mówią Cecylia Malicka (z lewej), Dorota Głażewska i Sabina Kulikowska Lucyna Nenow
Lokatorzy kamienicy przy ul. Osiedleńczej 16 tylko cudem uniknęli tragedii, kiedy w ubiegłym tygodniu ich sąsiadka podpaliła swoje mieszkanie i uciekła. Katarzyna Sz. jest chora psychicznie. Trafiła do Szpitala Psychiatrycznego w Toszku. Mieszkańcy nadal boją się o swoje bezpieczeństwo, bo 27-letnia kobieta kiedyś może wrócić. Są zdesperowani i rozżaleni, że urzędnicy pozwolili, by agresywna i chora kobieta mieszkała sama, bez opieki.

Horror mieszkańców budynku przy ul. Osiedleńczej na Zaborzu rozpoczął się trzy lata temu, kiedy Katarzyna Sz. wprowadziła się do jednego z mieszkań na parterze.

- Była miła tylko dzień, dwa po tym jak wychodziła ze szpitala z leczenia. Potem z błahego powodu stawała się agresywna. Kiedyś zaczepiła na podwórku mojego męża, chciała papierosa. Mąż powiedział, że nie ma, bo nie pali, to zaczęła walić pięściami po naszym samochodzie - opowiada Józefa Smykla.

Mieszkańcy mówią, że Katarzyna Sz. kilkakrotnie groziła, że kiedyś podpali kamienicę.

- Odgrażała się, że nas puści z dymem. Raz już mieszkanie prawie spaliła, bo zostawiła garnek na gazie i poszła spać - wspomina Cecylia Malicka.

Tym razem 27-letnia chora psychicznie zabrzanka faktycznie podpaliła swoje mieszkanie. 25 września ok. godz. 4 nad ranem zapaliła gazety, szmaty, gąbki z wersalki i meble. Chwilę wcześniej wybiegła na klatkę i waliła do drzwi sąsiadów.

- Nikt jej nie otworzył, bo się baliśmy, więc wykrzyczała, że nas podpali. Chwilę później pan Smykla i pani Basia Sobczak pukali do nas i wołali, żeby się ewakuować, bo jest pożar - opowiada Dorota Głażewska, która mieszka na drugim piętrze. Ma maleńkie dziecko. Zdążyła tylko otulić maluszka mokrym ręcznikiem i zbiegła z nim ze schodów na podwórko tak, jak stała. - Niestety mój tato ma chore nogi i nie zdążył sam wyjść z mieszkania. Pomogli mu dopiero strażacy. Podtruł się i trafił do szpitala - mówi Sabina Kulikowska.

Mieszkanie Katarzyny Sz. doszczętnie spłonęło. Teraz sąsiedzi boją się, że kobieta wróci i znowu coś podpali. - Kto nam i naszym dzieciom zapewni bezpieczeństwo - pytają retorycznie lokatorzy i opowiadają, że o sprawie Katarzyny Sz. informowali administratora budynku (spółkę ZBM-TBS), prokuraturę, sąd i opiekę społeczną.

- Do urzędu miejskiego i ZBM-TBS żadne pismo w tej sprawie nie wpłynęło - mówi Krzysztof Maciejczyk z Wydziału Kontaktów Społecznych zabrzańskiego magistratu. Potwierdza natomiast, że że w październiku 2009 roku zgłoszenie od mieszkańców otrzymali pracownicy socjalni MOPR. Dopiero za trzecim razem zastali Katarzynę Sz. w mieszkaniu.

- W grudniu 2009 roku pracownicy socjalni MOPR złożyli wniosek w sądzie rejonowym o umieszczenie pani Katarzyny w DPS-ie. Termin rozprawy sąd wyznaczył na 17 września tego roku. Zależy nam, aby zapewnić bezpieczeństwo lokatorom, ale trzeba poczekać na wyrok sądu - podkreśla Maciejczyk.

Katarzyna Sz. mieszka w lokalu komunalnym. Co w jej sprawie zrobi ZBM-TBS? Nie wiadomo. Przedstawiciele spółki nie odpowiedzieli na wysłane mejlem pytania reporterki „PDZ".

Nie ma pigułki szczęścia dla chorych

Z Jerzym Rumanem wicedyrektorem szpitala w Toszku rozmawia Maria Olecha

Można leczyć chorą psychicznie osobę wbrew jej woli?

Podstawą leczenia psychiatrycznego w Polsce jest zgoda pacjenta.

Czy od tej reguły są wyjątki?

Tak, trzy, bardzo precyzyjnie określone przez ustawę. Odstępstwem jest przyjęcie w trybie nagłym. Pierwszy przypadek to pacjenci chorzy psychicznie, którzy stwarzają realne zagrożenie dla zdrowia lub życia swojego bądź innych osób. Druga sytuacja: istnieje podejrzenie, że ktoś może być chory, bo wskazuje na to jego zachowanie. To tzw. przyjęcie w trybie obserwacyjnym. Trzeci przypadek to osoby ze zdiagnozowaną chorobą psychiczną, które nie kontynuują leczenia po opuszczeniu szpitala, przez co ich stan się pogarsza.

Dlaczego niektórzy chorzy po wyjściu ze szpitala rezygnują z dalszego leczenia?

Na to składa się bardzo wiele czynników. Nie ma pigułki szczęścia. Chory jest osadzony w konkretnych realiach. Jeśli nie ma wsparcia wśród bliskich, czuje się obco w środowisku, w którym przebywa, a pomoc społeczna zawodzi, jego nieufność i dystans do świata rosną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto