Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z piłką ręczną w tle

Andrzej Azyan
Krzysztof Wojtynek ceni życie rodzinne. Fot. Mikołaj Suchan
Krzysztof Wojtynek ceni życie rodzinne. Fot. Mikołaj Suchan
Dziesięć lat temu Krzysztof Wojtynek zdał maturę. Ten fakt jest o tyle istotny, że świadectwo dojrzałości otrzymał w I Liceum Ogólnokształcącym w Zabrzu, które w minionym tygodniu obchodziło 75-lecie istnienia.

Dziesięć lat temu Krzysztof Wojtynek zdał maturę. Ten fakt jest o tyle istotny, że świadectwo dojrzałości otrzymał w I Liceum Ogólnokształcącym w Zabrzu, które w minionym tygodniu obchodziło 75-lecie istnienia. Akurat w dniu zjazdu absolwentów tej zacnej szkoły Krzysztof, piłkarz ręczny MOSiR-u POWEN rozgrywał wieczorem mecz z AZS AWFiS Gdańsk w Zabrzu. W hali czekała na niego z niecierpliwością jego żona Adrianna z domu Frystacka. Ona też jest absolwentką "Jedynki". Chodzili do równoległych klas, choć się poznali jeszcze w szkole podstawowej.
Krzysztof po meczu z gdańskimi akademikami odczuwał ból w barku.

- Ciężko będzie tańczyć na zabawie? - spytałem go
- To nic groźnego. Szybko przejdzie. Rano spotkałem się z koleżankami i kolegami z klasy. Nie zdążyliśmy się jeszcze nagadać, a na pewno jest o czym - zapewnił Krzysztof. Nim Wojtynkowie udali się na tańce do swojej budy udało mi się namówić ich na zwierzenia.

Nauka zwyciężyła

Droga Krzysztofa do piłki ręcznej była prozaiczna. W Szkole Podstawowej nr 17 na Zaborzu zauważył go trener Stanisław Kopka i zabrał do Szkolnego Klubu Sportowego, który prowadził w SP nr 1 na popularnym "Janku". Stamtąd przeniósł się do drużyny prowadzonej przez trenera Zygfryda Tobolewskiego w Szkole Podstawowej nr 19, która była już bezpośrednim zapleczem Pogoni Zabrze. Oprócz niego grali tam jeszcze Janusz Bykowski i Jakub Pagos. Pierwszy do dzisiaj występuje w MOSiR POWEN, drugi wyjechał za granicę. Teraz przebywa w Szwajcarii.
Wojtynek zadebiutował w I lidze (obecnie ekstraklasa) za trenera Janusza Szymczyka (obecnego szkoleniowca kobiecej drużyny Zgody Bielszowice). Trafił do zespołu, w którym grali znani zawodnicy, jak Jarosław Frąckowiak, Dariusz Wieczorek, Wincenty Markowski, bramkarz Andrzej Rosiński.
- Mieliśmy niezłą paczkę. Zdobyliśmy w lidze czwarte miejsce - wspomina Wojtynek.
Występował w reprezentacji Polski juniorów i to w kilku rocznikach. Otrzymał też powołanie do narodowej drużyny młodzieżowej. Miał jechać na turniej do Rumunii, ale akurat w tym czasie musiał zdawać maturę. Został więc w Zabrzu, bo uważał, że nauka jest ważniejsza i tak się skończyła jego kariera w kadrze. Naukę zawsze traktował bardzo poważnie.
- W ogólniaku nie było ulgowej taryfy, choć niektórzy nauczyciele patrzyli łaskawym okiem na moje trenowanie. Starałem się jednak pogodzić naukę ze sportem i jakoś mi się to udało - powiedział Wojtynek.
Przez dwa lata był studentem Akademii Wychowania Fizycznego w Katowicach. Pewnie ukończyłby ją bez problemu, gdyby nie trzy poważne kontuzje, które uniemożliwiły mu kontynuowanie nauki. W tym roku został absolwentem Studium Medycznego w Zabrzu. Jest specjalistą rehabilitacji. Chciałby kiedyś może razem z Krzysztofem Kędrą, który razem z nim chodził do wspomnianego studium, otworzyć prywatny gabinet masażu.

Bez kokosów

Czasami mówi z przekąsem, że chyba za późno się urodził. Jego starsi koledzy grali w czasach kiedy można było w sporcie, a także w piłce ręcznej nieźle zarobić. On akurat trafił z dorosłą grą na okres przemian ustrojowych, kiedy w Polsce kluby zaczęły przeżywać trudne chwile. Nie inaczej było w Pogoni, obecnym MOSiR-POWEN.
- Jest mi przykro kiedy słyszę nieraz docinki z trybun, że słabo gramy. Nie zawsze wszystko wychodzi. Ja i niektórzy starsi zawodnicy poświęciliśmy temu klubowi wiele zapału. Zostaliśmy w nim w najtrudniejszym dla niego czasie. Przez kilka miesięcy nie otrzymywaliśmy wypłat. Dopiero kiedy drużynę przejął MOSiR nasza sytuacja finansowa uległa poprawie. Teraz regularnie otrzymujemy pensje i mamy z czego żyć, a przedtem musieliśmy korzystać z pomocy rodziny - stwierdził Wojtynek.
Pozostał wierny zabrzańskiej drużynie, choć miał propozycję przejścia do Olimpii Piekary Śląskie. Kiedyś też złożono mu ofertę z MKS Końskie, ale nie była ona konkretna, więc nie brał jej poważnie.

Żona filolog

Małżonka Krzysztofa też uprawiała w piłkę ręczną i to od trzeciej klasy szkoły podstawowej do drugiej liceum.
- Z Krzyśkiem chodziłam do "siedemnastki", tylko że ja byłam w klasie sportowej, a on w ogólnej. Potem trenowałam w Zgodzie Bielszowice. Podczas jednego meczu "strzeliły" mi łąkotki w obu kolanach. Potem na dodatek złamałam rękę w łokciu i tak skończyła się moja kariera zawodniczki. Zresztą nie byłam tak utalentowana jak mąż - powiedziała Adrianna.
Oboje chodzili do I liceum, przy czym Krzysztof do klasy ogólnej, a Adrianna do humanistycznej.
- Języka polskiego uczyła mnie znakomita pani profesor Maria Obacz. Ona zaraziła mnie dosłownie czytaniem książek, czego w podstawówce nie znosiłam. Po maturze dostałam się na filologię polską na Uniwersytecie Śląskim, którą ukończyłam. Przez pewien czas razem z Krzyśkiem dojeżdżaliśmy do Katowic - wspomina Adrianna.
Obecnie uczy języka polskiego w Gimnazjum nr 12 w Zabrzu i dodatkowo pracuje w bibliotece, bo uczęszcza na kurs kwalifikacyjny z zakresu bibliotekoznawstwa.
Wojtynkowie mają uroczego 2,5-letniego synka Marcinka. Oboje nie narzekają na brak zajęć, zatem jak zaistnieje potrzeba w jego wychowaniu pomagają im rodzice.
Krzysztof ma 29 lat i jak twierdzi, jeżeli tylko pozwoli mu zdrowie i będzie przydatny na boisku, to chciałby jeszcze trochę pograć w piłkę ręczną, bo nadal sprawia mu to radość.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto