Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnica śmierci Wioletty

Grażyna Kuźnik
rys. Marek Nycz
rys. Marek Nycz
Śmierć Wioletty R., nauczycielki z Zabrza, to jedna z najbardziej tajemniczych spraw, z jaką zetknęły się śląska policja i prokuratura. 36-letnia kobieta wyszła z domu po kłótni z mężem i zaginęła.

Śmierć Wioletty R., nauczycielki z Zabrza, to jedna z najbardziej tajemniczych spraw, z jaką zetknęły się śląska policja i prokuratura. 36-letnia kobieta wyszła z domu po kłótni z mężem i zaginęła. Po ośmiu tygodniach znaleziono ją w odludnym miejscu, powieszoną na topoli. Wkrótce minie rok od jej śmierci, ale nadal nie wiadomo, jak do niej doszło. Śledztwo utknęło w miejscu.

Matka napisała ostatnio do Prokuratury Apelacyjnej rozpaczliwy list: "Doprowadzona do ostateczności, błagam, przyjrzyjcie się tej sprawie. Przy śledztwie popełniono wiele błędów!"

- Policja przy poszukiwaniach córki nie użyła psów ani kamer termowizyjnych. Gdy ją w końcu znaleziono po wielu tygodniach, jak się okazało, dość blisko domu, ciało znajdowało się w stanie rozkładu. Nie można było sprawdzić, czy została pobita i przez kogo - przekonuje Irena J. - Dowody przepadły, a nie skorzystano nawet z wariografu przy przesłuchaniach ostatniej osoby, o której wiadomo, że ją widziała żywą...

Wielka miłość

- Samobójstwo było jej zupełnie obce! Była optymistką, kochała swoje dziecko i wiedziała, że jest za nie odpowiedzialna - przekonuje matka Wioletty. Irena J. straciła córkę, ale też wnuczkę. Nie ma z małą kontaktu. Były zięć odwołał się od sądowej decyzji, która zezwalała na spotkanie z babcią raz w miesiącu...

- Nie zaprowadził nawet dziecka na grób matki. Walczy o to, żebym nie widywała się z wnusią - mówi z naciskiem matka Wioletty.

Jej córka wyszła za mąż z wielkiej miłości. On był przystojnym brunetem, pracował jako przedstawiciel handlowy. Ona drobną, jasnowłosą nauczycielką. Pracowała w Studium Turystycznym. Na pierwszy rzut oka piękna para.

Awantury i kłótnie

Jednak zdaniem Ireny J. sielanka była tylko pozorna. - Zięć nie znosił sprzeciwu. Nie mogłam patrzeć, jak ją poniża, w domu i przy ludziach, jak podkreśla, że jest lepszy od niej - opowiada matka. Ładna i wykształcona Wioletta znosiła upokorzenia. Zeznali to również znajomi, którzy byli z nimi na wczasach. Podobno stale ją krytykował. - Gnębił ją psychicznie - podkreśla matka. - Nie mówiła, że ją bije, ale że dokucza, poniża i wyśmiewa. Była potulna przez pięć lat. Gdy urodziła się Ola, poczuła się silniejsza.

Mąż Wioletty nie ukrywał zresztą, że ostatnio dochodziło między nimi do kłótni. Ale o co? Teściowa twierdzi, że o dziecko i dodaje, że rywalizował z Wiolettą o względy córki.

Kamień w wodę

Kiedy tego feralnego dnia Wioletta wyszła z domu, zeznał, że spał razem z czteroletnią córką w innym pokoju i nie słyszał, jak wychodziła z mieszkania. Była pierwsza w nocy.

- Może sama chciała się zabić? Może była doprowadzona do takiego stanu, że to zrobiła? Ale dlaczego? Musiałaby przeżyć coś wyjątkowego. Policja powinna w takim razie sprawdzić, co to było - stanowczo mówi pani Irena. - Przecież miała plany zawodowe, w pracy, wśród znajomych nikt nie dostrzegł, że jest w depresji. - Nie wyobrażam sobie, żeby moja córka, taka delikatna, drobna, wyszła w nocy i po błądzeniu przez odludzia w ciemnościach, półtora kilometra od domu, powiesiła się na topoli. Trudno w to uwierzyć; czy tak robią kobiety w depresji? - płacze matka.

Jest też pewna, że podczas tak długiego błądzenia nastrój córki by się zmienił. Nie mogłaby opuścić swojego dziecka na zawsze. Początkowo nikt nie wiedział, gdzie zniknęła Wioletta. Policja przeszukiwała okolice, ale bez rezultatu. Przepadła jak kamień w wodę. Zrozpaczona matka zaczęła szukać przemocy na własną rękę.

Żadnych rozmów

Jasnowidz Krzysztof Jackowski poprosił o jakieś rzeczy córki. Pani Irena przyniosła czerwoną bluzkę. To był dobry wybór; stwierdził, że zapach od razu pomógł mu nawiązać kontakt telepatyczny z zaginioną. Jakby chciała mówić. Po 20 minutach pojawiła się wyraźna wizja - zapisał ją i podał matce.

- Córka miała być około 1600 metrów od domu, gdzieś na terenie starej przepompowni. Na drzewie. Naszkicował dokładny plan - opowiada z trudem pani Irena.

Policja nie sprawdziła tego miejsca, a ona tam była. Zostały tylko resztki głowy, ciało niemal nie istniało, bo upał zrobił swoje. Matka rozpoznała ją po pomarańczowej bluzce i czarnych butach zapinanych na rzepy.

To niedaleko od eleganckiego domu w Zabrzu-Mikulczycach, gdzie mieszkała Wioletta z mężem i córką. Dzisiaj budynek wygląda na opustoszały. Brama opatrzona tablicą, że jest pilnowany przez firmę ochroniarską. Na podwórku nikogo, okna szczelnie pozamykane.

Bez dowodów

Prokuratura Rejonowa w Zabrzu wie o zażaleniu matki ofiary na opieszałość organów ścigania. - Śledztwo jest zawieszone, ale dlatego, że czekamy na ekspertyzy. Musimy wiedzieć na przykład, czy DNA znalezionego ciała jest zgodne z DNA zaginionej, a to musi potrwać. Nie można także przeprowadzić badań wariograficznych męża, bo specjaliści uznali, że nie może brać w nich udział ktoś, kto zna szczegóły wydarzenia - tłumaczy prokurator Alicja Skoczyńska, szef Prokuratury Rejonowej w Zabrzu.

Gra toczy się o wysoką stawkę. Oskarżenie kogoś o zabójstwo, albo o doprowadzenie do samobójstwa, wymaga mocnych dowodów. W tym przypadku ich nie ma...

- Rozumiem matkę i jej ból, ale musimy mieć materiał dowodowy. To prawda, że jasnowidz wskazał ciało, ale taka wizja to za mało. On i tak opatruje ją zdaniem, że może się mylić. Sprawa nie jest zamknięta. Może znajdą się jacyś świadkowie, nastąpi przełom? - dodaje pani prokurator.

- Ta niepewność mnie dobija - wyznaje matka.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto