Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd zajmie się sprawą Górnika

(aa)
Piłkarzom Górnika (jasne stroje) chyba jest obojętne, do kogo należy ich klub, byleby właściciel dobrze płacił. Fot. ARKADIUSZ GOLA
Piłkarzom Górnika (jasne stroje) chyba jest obojętne, do kogo należy ich klub, byleby właściciel dobrze płacił. Fot. ARKADIUSZ GOLA
Jedenaście miesięcy temu "Polind" spółka z o.o. zawarła transakcję z właścicielem większościowego pakietu akcji (ponad 86 proc.) Górnik Zabrze SSA Stanisławem Płoskoniem - na ich zakup.

Jedenaście miesięcy temu "Polind" spółka z o.o. zawarła transakcję z właścicielem większościowego pakietu akcji (ponad 86 proc.) Górnik Zabrze SSA Stanisławem Płoskoniem - na ich zakup. Sprawa ciągnęła się dość długo i była owiana mgłą tajemnicy. Zainteresowani kontrahenci nie chcieli ujawniać szczegółów, a wybrali sobie za pośrednika firmę konsultingową z Sopotu. Nawet kiedy wszystko zostało już załatwione, nadal nie było wiadomo, kto po Płoskoniu został właścicielem klubu czternastokrotnego mistrza Polski.
Dopiero niedawno, kiedy pojawiła się informacja, że akcje Górnika chce kupić biznesmen z USA, dowiedzieliśmy się, że ich większościowy pakiet posiada wspomniana spółka "Polind", której prezesem jest Andrzej Daszek, pełniący także funkcję prezesa Rady Nadzorczej zabrzańskiego klubu.

Wydawało się, że wszelkie sprawy między "Polindem" a Płoskoniem zostały już załatwione, a tymczasem wcale tak nie jest. W poniedziałek (30 XII) były właściciel Górnika zadzwonił do naszej redakcji i przekazał nam taką informację:

- Złożyłem pozew do Sądu Rejonowego w Gliwicach w sprawie ogłoszenia upadłości spółki "Polind". Sprzedałem tej firmie należące do mnie akcje Górnika za śmiesznie niską cenę. Była to zaledwie trzecia część kwoty, jaką otrzymałem za transfer Kamila Kosowskiego, a za niego dostałem milion osiemset pięćdziesiąt tysięcy marek niemieckich. Do tej pory zapłacono mi zaledwie połowę należnej mi sumy. Byłem długo cierpliwy, zdając sobie sprawę, że w Górniku panuje trudna sytuacja finansowa, ale w końcu wszystko ma swoje granice. Dlatego jako wierzyciel "Polindu" zdecydowałem się na tak drastyczny krok. Wciąż czuję sentyment do Górnika i nie chcę, aby przejął go ktoś, kto na to nie zasługuje i może go doprowadzić do całkowitej zagłady. Zaznaczam, że już nigdy nie wrócę do Górnika, ani do działalności w polskim futbolu. Sam utrzymywałem Górnika, nikt nie pomógł. Było różnie, ale dziś niektórzy piłkarze publicznie i z rozrzewnieniem wspominają tamte czasy. To, co się teraz dzieje w tym klubie, napawa mnie wielką obawą o jego dalszą przyszłość - mówił Stanisław Płoskoń.

Sprawdziliśmy w Sądzie Rejonowym w Gliwicach. Istotnie, jest tam pozew, o którym mówi Płoskoń. Zasięgnęliśmy też informacji u Andrzeja Daszka.

- Sprawę rozstrzygnie sąd i wierzę w jego niezawisłość. Mogę tylko powiedzieć, że na podstawie umowy zawartej z panem Płoskoniem 15 kwietnia bieżącego roku otrzymał on od nas o pięćdziesiąt procent większą kwotę niż było napisane w tym dokumencie. Nie znam natomiast innych rozliczeń pana Płoskonia z firmą z Sopotu, która pośredniczyła w tej transakcji. Wyznam też, że trudno mi w tej chwili o tym mówić, bo zwaliły się na mnie dwa wielkie nieszczęścia. W ubiegłą niedzielę zmarł wiceprezes "Polindu" w Sosnowcu Witold Wilusz, a wczoraj zmarł członek zarządu Górnika, 39-letni Janusz Kierdelewicz. Jestem tym bardzo przybity - stwierdził Andrzej Daszek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto