Wyjaśnienia Jerzego G., byłego prezydenta Zabrza, oskarżonego o zabójstwo syna swojej wspólniczki, wprawiały w zdumienie nawet powściągliwy sąd. Podczas wtorkowej rozprawy mówił pewnie, bez emocji, kwieciście. Jerzy G. milczał w śledztwie i nie przyznawał się do niczego.
- Nie mam bladego pojęcia, jak zginął Leszek Frydrychowski - twierdził przed sądem, choć prokurator twierdził, że brał udział w jego zabójstwie w 2008 roku. Przed sądem zgodził się tylko odpowiadać na pytania swoich obrońców.
- Byłbym ostatnią osobą, która źle życzyła Frydrychowskiemu - twierdził były prezydent Zabrza i pracownik akademicki Politechniki Śląskiej oraz Szkoły Wyższej im. Bogdana Jańskiego w Opolu. Z matką Frydrychowskiego prowadził w Zabrzu księgarnię. Znał jej syna od lat.
- Gdy zostałem prezydentem, Frydrychowski często przychodził do mnie do urzędu jako petent - kontynuował. - W 2002 roku pożyczyłem od niego 25 tys. zł, ale dwa lata później oddałem. On sfałszował umowę pożyczki, bo była in blanco. Zamiast wpisać 25 tys., podał 246 tys. zł z odsetkami w wysokości 5 proc. w skali miesiąca. Na co poszły te pieniądze? - 25 tys. zł pożyczyłem na remont domu. Nie uprawiałem hazardu, nie gram w karty - zapewniał G.
O te pieniądze panowie pokłócili się do tego stopnia, że sprawa trafiła do sądu cywilnego w Gliwicach i Jerzy G. ją przegrał. Komornik zajął już jego auto, wynagrodzenia i przystąpił do egzekucji z nieruchomości - domku jednorodzinnego.
- Umowę in blaco podpisał pan w jednym egzemplarzu? - dociekał sędzia Piotr Kapuściak. - Przecież prowadził pan działalność gospodarczą, znał zasady.
- Sam gryzłem się tym faktem, bo to była straszna nieostrożność, ale ufałem mu - wyjaśniał Jerzy G. i zapewniał, że gdy komornik poinformował go o przejęciu domu, podpisał z Frydrychowskim ugodę.
Komornik wstrzymał egzekucję, dług zmalał do 170 tys. zł. W ramach tej ugody Jerzy G. zobowiązał się, że pomoże Frydrychowskiemu w napisaniu doktoratu. Ale ciało Lecha Frydrychowskiego z podciętym gardłem odnalazł w lesie koło Będzina grzybiarz. Co Jerzy G. robił w dniu jego śmierci?
- To była niedziela po nawałnicy, która zniszczyła wieś Sierakowice na Opolszczyźnie. Pojechałem zobaczyć skutki - zaczął.
- Wkrótce dostałem od żony telefon, że chłopak mojej córki miał wypadek, pociął się w jej mieszkaniu w Rudzie Śląskiej i trzeba tam posprzątać. Szybko wróciłem i zabrałem się do porządków. Na sali zaległa cisza, bo to tragedia taka próba samobójcza...
- Żadna próba samobójcza. Chłopak odcinał kawałek surowego mięsa dla kota i skaleczył się w palce - wyjaśniał Jerzy G.
Współoskarżeni twierdzą, że żywego i skrępowanego Frydrychowskiego pozostawili w lesie z Jerzym G., ale on twierdzi, że ich w ogóle nie zna.
Kalendarium
17 sierpnia 2008 roku: Grzybiarz znalazł zmasakrowane ciało Lecha Frydrychowskiego w lesie w okolicach Wymysłowa w powiecie będzińskim.
19 listopada 2009 roku: Jerzy G. został aresztowany pod zarzutem zabójstwa Frydrychowskiego. Śledczy przyszli po niego do domu.
13 grudnia 2010 roku: Prokuratura Okręgowa w Katowicach skierowała akt oskarżenia do sądu.
12 kwietnia 2011 roku: Przed Sądem Okręgowym w Katowicach ruszył proces G.
Czy wyjaśnienia Jerzego G. Was przekonują?
Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?