18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pierwsze święta małego Alana po przeszczepie serca

Agata Pustułka
O co chodzi? Przecież nie spadnę tak łatwo z wersalki, jak wam się wydaje. Tyle już przetrwałem, że teraz byle tapczan mnie nie pokona!
O co chodzi? Przecież nie spadnę tak łatwo z wersalki, jak wam się wydaje. Tyle już przetrwałem, że teraz byle tapczan mnie nie pokona! Fot. Arkadiusz Gola
9-miesięczny Alan Rybaniec z Zabrza, najmłodszy pacjent po przeszczepie serca, z niecierpliwością czeka na swoje pierwsze święta

Co powiedziałby nam mały Alan Rybaniec z Zabrza, chłopczyk z przeszczepionym sercem, gdyby już umiał mówić? Pewnie że:

Mam już dziewięć miesięcy i tydzień temu wyrósł mi pierwszy ząb. Rodzice odkryli go i zachowywali się jakby jakiś skarb znaleźli, czy co. W każdym razie wycałowali mnie, a ja byłem bardzo z siebie dumny, chociaż ten ząb wyrósł bez mojego udziału (też byłem zaskoczony).

Nie chce mi się wierzyć, że jeszcze niedawno leżałem w szpitalu, przypięty do różnych przewodów i aparatur, i czekałem na nowe serce. Uwierzcie mi - byłem mocno przestraszony i często chciało mi się płakać. O takich jak ja mówi się "składak" (to dlatego, że moje serce to jakby część zamienna, bo stare się zepsuło i trzeba było je wymienić jak akumulator w samochodzie). Jestem więc najmłodszym składakiem w Polsce. Śmieszne, co?

Jak zostałem gwiazdą

15 września do Zabrza, do Śląskiego Centrum Chorób Serca, przyleciało do mnie to serduszko. Dostałem je od małego dziecka z Gdańska. Dziewięciomiesięcznego. Tak mówi moja mama Małgosia, a ona to dobrze wie, bo się chyba od lekarzy dowiedziała. Nic jej więcej nie chcieli powiedzieć, bo takie są zasady i już.

Moje własne serduszko zniszczyła okropna choroba. Miałem ją od urodzenia, ale dopiero po jakimś czasie dała o sobie znać. Próbowali mnie leczyć, ale w końcu powiedzieli, że trzeba zrobić operację. Pamiętam, że jak już było po wszystkim, moja mama stała nad łóżeczkiem i prosiła: Alan, obudź się! Słyszałem ją jak przez ścianę. Nie mogłem się dobudzić. Ale udało się. Jestem z wami.

Na dodatek zostałem gwiazdą. Pokazywali mnie w telewizorze i pisali o mnie w gazetach. Nie ukrywam - byłem zadowolony. Wszyscy się na mnie patrzyli i uśmiechali się, brali na ręce. Alanku to, Alanku tamto. Kamera, flesz, tititi, tralala.

Wprawdzie jak się potem okazało, że mam alergię na niektóre rodzaje pieluch, to mina mi trochę zrzedła. Nie powiem. Wiecie jak to wygląda - gwiazdor z czerwoną pupą? Ale nie dałem po sobie poznać, że mnie szczypie. Teraz jest już w porządku. Mama odkryła w Biedronce pieluchy, które mnie nie uczulają i mają jeszcze jedną zaletę: są tanie. Bo co tu dużo mówić, zużyje człowiek te kilka paczek miesięcznie jak nic. A pieniądze z nieba nie lecą.

Dlaczego nie lubię słowa odrzut

Teraz każdy dzień jest trochę podobny do poprzedniego i tak ma być, dopóki nie stanę wreszcie na własnych nogach.

Budzę się około 7.45 i od razu muszę zażywać leki. Zresztą z tymi lekami to dożywocie - będę je brał przez całe życie. Rano, po południu i wieczorem. Cztery lekarstwa naraz. Brrr! Strasznie tego nie lubię, ale mama powtarza, że trzeba brać tabletki, bo dzięki nim moje serduszko dobrze bije i jest zadowolone. Jedne pomagają mojemu sercu dobrze się kurczyć, drugie są na ciśnienie. Reszty nie pamiętam. Ale wiem, że gdybym nie wziął leków, to serce mogłoby nie chcieć już być moje. To się nazywa odrzut - brzydkie słowo. Muszę więc połykać lekarstwa, żeby nie dopuścić do odrzutu.

Niekiedy to przyjmowanie leków zajmuje nam z mamą dobrych parę minut, bo pluję, wierzgam nogami i ogólnie się wściekam. Podziwiam moją mamę, że jest taka cierpliwa, ale siebie to podziwiam jeszcze bardziej - taki mały, a pastylki łyka (wprawdzie pokruszone, rozpuszczone w wodzie, a jednak nie każdy by potrafił!).

Raz to nawet zwymiotowałem i mama musiała dzwonić do szpitala i pytać, co ma robić - dać mi kolejną porcję czy poczekać do rana. Na szczęście mogliśmy poczekać.

Wszystko mi smakuje

Mieszkamy blisko szpitala. Dosłownie parę kroków. Gdybyśmy mieli okna z drugiej strony, to byśmy go nawet widzieli. Mój dom jest stary. Klatka schodowa jest taka ponura. Ja mieszkam na parterze. Jakby ktoś pytał - drzwi po lewej. Mieszkam z mamą i tatą. Na ścianie wisi ich zdjęcie. Ładnie wyszli, nie ma co.

Moje łóżeczko stoi pod ścianą, ale lubię w nim tylko spać. Wolna ze mnie dusza i jak tylko mogę, to zwiewam z tej kozy. Mam kolorowe kocyki i kilka pluszowych misiów. Na początku myślałem, że są żywe, ale to mama tak śmiesznie nimi poruszała.

W pokoju naprzeciwko łóżeczka stoi piec. Właściwie tylko tu grzejemy (w kuchni jest zimno i w ogóle się tam nie zapuszczam, a drugiego pokoju nie używamy). O, i telewizor się nam zepsuł, ale mi to na razie nie przeszkadza. Mam lepsze zajęcia.

Najbardziej i tak lubię spacery. Mówiąc szczerze, wiele to z nich nie pamiętam, bo od razu zasypiam. Często chodzimy do babci. Bardzo smakuje mi jej rosół. W ogóle to smakuje mi wszystko. Tylko coca-coli mi nie wolno pić No to się pytam, po co mama kupiła? Co tam ta butelka z colą na stoliku robi? Nie wie, jak mi ślinka cieknie?

Ścigam się z Daisy

Mój świat się zmienił, gdy w domu pojawiła się Daisy. Jest młodsza ode mnie, bo ma tylko trzy miesiące, ale do wszystkiego się wtrąca. Ma długie kręcone włosy, dłuższe ode mnie i mokry nos (wiem, bo kiedyś mnie tym nochalem dotknęła). Dobra, powiem wam - Daisy to pies, pekińczyk. Wszędobylska bestia. Wydaje się jej, że szybciej ode mnie dobiegnie do balonika. Ale to ja jestem mistrzem w raczkowaniu! Ha, malutka!

Mówiąc szczerze, rano bardzo się cieszę, gdy zobaczę Daisy. Ja też nie jestem jej obojętny. Ale potem, gdy się sobą znudzimy, zaczynamy się drażnić nawzajem. Gdy ona się zaczyna dobierać do mojej czekoladki, przestaję być taki milutki. Bez przesady, Daisy. To ja tu rządzę!

Czekam na siostrę lub brata

Kiedy mama mnie przebiera, to często powtarza, że blizny na serduszku to już mi wcale nie widać. Wyblakła jakoś. W szpitalu lekarze są zadowoleni. Musimy tam chodzić na kontrole, ale nie tylko.

Ostatnio zaprosili nas na spotkanie świąteczne. Były inne dzieci z nowymi serduszkami. W całej Polsce jest nas 70! Byli też mama, tata. Profesor Zembala, który mnie operował, długo z nami rozmawiał. Widać, że mu na mnie zależy. Mam o siebie dbać - powiedział. Nie mogę się przeziębiać. Aha, i powinienem dobrze się odżywiać (z tym problemów szczególnych nie widzę).

Za dwa miesiące wyprowadzimy się z naszego mieszkania. Bardzo się z tego cieszę. Mama mówi, że dostaniemy wyremontowane dwa pokoje. Będzie cieplutko, blisko do babci i do szpitala. Ale to nie wszystko. W kwietniu urodzi mi się brat, albo siostra. Jeszcze nie wiem, ale już się cieszę. Wiadomo - nie ma to jak dobre towarzystwo.

Tak sobie teraz leżę i myślę, że kiedyś podziękuję mamusi tego dzidziusia, którego serduszko we mnie teraz bije. Nadało się dla mnie jak ulał. Słyszycie, jak równiutko bije?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto