Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nielegalne piwo

Marzena Puchała
Czesław Wardalski uważa, że wszystko jest zgodne z prawem, a jego syn powinien dostać medal, a nie nakaz rozbiórki.
Czesław Wardalski uważa, że wszystko jest zgodne z prawem, a jego syn powinien dostać medal, a nie nakaz rozbiórki.
Pierwszy raz drewniany, dwukondygnacyjny pub pojawił się na deptaku przy głównej ulicy miasta w ubiegłoroczne wakacje. W tym roku znowu stanął w tym miejscu.

Pierwszy raz drewniany, dwukondygnacyjny pub pojawił się na deptaku przy głównej ulicy miasta w ubiegłoroczne wakacje. W tym roku znowu stanął w tym miejscu. Jak się okazało - nielegalnie, bo Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego zarządził rozbiórkę.

Czesław Wardalski, szef Rady Dzielnicy Rokitnica, który w prowadzeniu lokalu pomaga synowi Dariuszowi mów, że nie rozumie całego zamieszania. Przyznaje, że w ubiegłym roku też były problemy, ale nie pamięta, o co dokładnie chodziło. Tym razem wiadomo, że chodzi głównie o terminy.

Nam udało się ustalić, że w ubiegłym roku inwestor także nie dopełnił formalności. Nim jednak procedura legalizacyjna się zakończyła - minął sezon i pub został rozebrany. Czy w tym roku sprawa będzie wyglądała podobnie?

24 kwietnia do Wydziału Architektury wpłynęło zgłoszenie inwestora, który poinformował o zmianie zagospodarowanie terenu przy ulicy Wolności, "z przeznaczeniem na lokalizację ogrodu letniego" informując, że ogród będzie działał od 1 maja do 31 lipca 2006 r. W związku z tym WA przesłał 5 maja pismo do zainteresowanego, iż odstępuje od opiniowania inwestycji ze względu na jej zrealizowanie. Wydział zajął takie stanowisko, bowiem nie jest władny do opiniowania samowoli budowlanej. Równocześnie to wystąpienie, zgodnie z procedurą, zostało przesłane do PINB-u, który 16 maja rozpoczął postępowanie administracyjne - powiedziała nam Katarzyna Kuczyńska, rzeczniczka prasowa Urzędu Miejskiego w Zabrzu.

Urzędnicy pytają, jak mogą opiniować powstanie czegoś, co już stoi? Jak przyznaje sam Czesław Wardalski, magistrat miał trzydzieści dni na rozpatrzenie podania. Skoro nie wyraził sprzeciwu, to zgodnie z budowlanym prawem - wyraził zgodę. Tyle, że Dariusz Wardalski, inwestor, nie poczekał na opinię, tylko zabrał się do budowy i kilka dni po złożeniu w Wydziale Architektury wniosku o opinię - pub już stał.

- Nie rozumiem na czym polega problem. Przecież syn był w Wydziale Architektury, przedłożył dokumenty, łącznie z umową między nim a firmą Ryłko, która jest właścicielem terenu. Zgłosiliśmy się tak późno do Wydziału Architektury, bo do ostatniej chwili negocjowaliśmy umowę z właścicielem terenu - mówi Czesław Wardalski.

Żali się, że syn powinien dostać medal za to, że chciał coś w tym mieście zrobić. Mówi, że nie dziwi się, że inwestorzy z miasta uciekają skoro takie kłody im się pod nogi rzuca.

- Przecież on to robił dla ludzi, którzy tutaj przychodzą i odpoczywają. Mogą się napić czegoś zimnego albo zjeść obiad na świeżym powietrzu. Zwłaszcza teraz, w takie upały, miejsce takie jest potrzebne. Poza tym znalazło tam pracę kilka osób - mówi Wardalski.

Innego zdania są urzędnicy z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Dla niech sprawa jest ewidentna. Obiekt został zbudowany z pominięciem prawa i jest samowolą budowlaną. A na to decyzja może być jedna.

Jakieś dwa, trzy tygodnie temu wydaliśmy decyzję o nakazie rozbiórki. Inwestor ma czternaście dni na odwołanie, termin ten liczy się od daty otrzymania pisma. Jeszcze do nas nie wpłynęło, ale nieoficjalnie wiem, że odwołanie będzie - mówi Lech Ryszkiewicz z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Zabrzu.

Tylko czy odwołanie ma jakiś sens? Zgodnie z założeniami i umową podpisaną z właścicielem terenu drewniany pub miał funkcjonować od 1 maja do 31 lipca. Termin ten wkrótce minie i inwestor zwinie interes bez ponaglania i decyzji z PINB-u.

Obiekt stoi w tak zwanej plombie przy ulicy Wolności. Miejsce to od wielu lat jest niezagospodarowane. Były różne koncepcje, ale póki co teren należący do firmy Ryłko stoi pusty. Razem z drewnianym pubem pojawiły się tam plastikowe toalety - tak zwane toi-toi. Te natomiast przeszkadzają zabrzanom. Nie mogą stać blisko piwnego ogródka, bo nieprzyjemny zapach odstraszałby gości, nie mogą też stać blisko domów, bo skarżyliby się ich lokatorzy. Stoją więc na samym środku placu, niczym na pustyni. Straszą przechodniów, wśród których są przecież nie tylko zabrzanie, ale też goście z innych miast. Taka wizytówka nie jest mile widziana, zwłaszcza przy głównym deptaku w samym centrum.

- Może rzeczywiście nie wyglądają one najlepiej. Syn miał pomysł, żeby je jakoś zasłonić albo ozdobić, ale nic z tego nie wyszło. A toalety dla klientów muszą być. Tak mówią przepisy - mówi Czesław Wardalski. I tak koło się zatoczyło. Podobnie jak w ubiegłym roku zanim przetoczy się procedura - skończy się sezon. Mieszkańcy napiją się czegoś zimnego, a inwestor zarobi.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto