Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Motoryzacyjne minimuzeum liczy już 14 eksponatów

Elżbieta Skwarczyńska
Rafał Siech i jego chevrolet monte carlo - 1977. Fot. Elżbieta Skwarczyńska
Rafał Siech i jego chevrolet monte carlo - 1977. Fot. Elżbieta Skwarczyńska
Od dziecka lubiłem duże, przestronne i głośne auta - mówi Rafał Siech, właściciel największej w okolicy kolekcji zabytkowych, amerykańskich samochodów, twórca jedynego w mieście prywatnego muzeum o dźwięcznej nazwie ...

Od dziecka lubiłem duże, przestronne i głośne auta - mówi Rafał Siech, właściciel największej w okolicy kolekcji zabytkowych, amerykańskich samochodów, twórca jedynego w mieście prywatnego muzeum o dźwięcznej nazwie "Mechanopolis".

Rafał, z wykształcenia logopeda, na co dzień opiekuje się dziećmi z dysfunkcjami mowy w zabrzańskiej szkole specjalnej. Ekspozycję, urządzoną w wydzierżawionym garażu, można więc oglądać dopiero po telefonicznym umówieniu się z właścicielem.

Dusze twórców

Stojące rzędem auta, mimo upływu lat, lśnią chromem i nieskazitelnym lakierem. We wnętrzach, wykończonych prawdziwym drewnem i elegancką tapicerką zdaje się wyczuwać dusze ich twórców. Specyficzną aurę dopełniają leżące pod jednym z eksponatów manekin mechanika samochodowego i porozwieszane wszędzie, oryginalne, amerykańskie tablice rejestracyjne.

Rafał Siech twierdzi, że ma benzynę we krwi. Sam nie remontuje samochodów. Na jego szczęście, mechaniczne rumaki z jego "stajni", mimo upływu lat, są w świetnym stanie.
Odgrzebanym w magazynach jednego z aresztów, pięćdziesięcioletnim lublinem, więźniarką, przejechał bez usterki już dwa tysiące kilometrów! Auto ma wszystkie części oryginalne. Lublin to wyjątek, bo reszta kolekcji pochodzi zza oceanu.

Pierwszy samochód, dodge a special de luxe, zostawiony po wojnie przez amerykańskiego generała, jeszcze jako licealista, wypatrzył Rafał w ogródku w Rokitnicy.
Właściciel, który w latach 60. kupił na talon syrenkę, miast sprzedać dodge'a, postawił go pod jabłonką. Dzięki temu wprawdzie zachowały się wszystkie oryginalne części mechanizmu napędowego, jednak karoseria niemal doszczętnie zgniła. Rafał dostał auto za... szampana i dwie drożdżówki z cynamonem. Przez dwa lata nowy właściciel jeździł na działkę i smarował karoserię ropą. Na niewiele się to zdało. Dziś silnik jeździ w innym samochodzie, a blachy czekają na strychu, bo Rafał planuje budowę "pomnika Mechanopolis".

Rafał twierdzi, że to auta wybierają sobie właścicieli, nie odwrotnie. Błękitny pontiac parisienne zwrócił jego uwagę, gdy wracał koleją z wagarów z Bielska. Chłopak wyskoczył w biegu między Piotrowicami i Tychami i ubłagał remontującego go mechanika, by umówił go z właścicielem limuzyny. Adam Grządziel, katowicki kolekcjoner, dał się ubłagać. Pontiac, którego zabrzanin spłaca do dziś, jest ozdobą jeżdżącej kolekcji. Większość aut kupił Rafał bezpośrednio od Amerykanów. Będąc na urlopie dziekańskim podczas studiów wyjechał do Niemiec. Znalazł pracę jako kierowca w amerykańskiej bazie wojskowej w Rammstein.

- Europejskie bazy, to takie małe Ameryki. Żołnierze sprowadzają z USA nawet chleb. Samochód z USA można przetransportować na ich teren bez żadnych kosztów - tłumaczy Rafał.

W ten sposób z wojskowej bazy na Alasce, gdzie wraz z przyjaciółmi Rafał spędzał Sylwestra, w najbliższym czasie przyleci do Rammstein oryginalna, w pełni wyposażona sanitarka. Wystarczy tylko po nią pojechać do Niemiec.

Wielki szczęściarz

Rafał nie martwi się o przyszłość swej kolekcji. Twierdzi, że ma szczęście do ludzi. Dzięki temu jedna z firm ubezpieczyła całą kolekcję dosłownie za grosze. Za 14 aut zapłacił tyle, co zwykły śmiertelnik za jedno. Również firma wynajmująca mu garaż nie "zdziera" z niego. Mimo to na czynsz idzie niemal 1/3 miesięcznej pensji. Amerykańskie cacka palą średnio po 30 litrów na setkę. Często więc Rafałowi kończy się paliwo, choć dziwnym trafem, zawsze udaje mu się dotrzeć na szkolne boisko. Rafał Siech jest członkiem automobilklubu. Wraz z innymi zapaleńcami od marca do końca października, niemal w każdy weekend, uczestniczy w zlotach miłośników starych pojazdów. W rajdach, podobnie jak kończących je balach komandorskich, uczestniczy wraz ze swą dziewczyną. Agnieszka, która wybiera się do szkoły aktorskiej, nie jest znawczynią motoryzacji, co bardzo odpowiada Rafałowi.

- Miałem już dość rozmów z dziewczynami na ten temat - wyznaje Rafał, który nawet stylowe stroje na rajdy i bale dla siebie i partnerki wymyśla i kompletuje samodzielnie.
Na koniec pozostaje jeszcze przejażdżka wypieszczonym chevroletem. Limuzyna, mimo dziur w asfalcie, sunie bezszelestnie i gładko.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto