Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jerzy G., były prezydent Zabrza, oskarżony o morderstwo. Pełna relacja z drugiej rozprawy sądowej

Teresa Semik
fot. Marzena Bugała
Czy były prezydent Zabrza Jerzy G. mógł podciąć gardło swojemu wierzycielowi? Prokurator mówi, że podstępem zwabił go do lasu pod pozorem fotografowania kretowisk. Zabójstwo skrupulatnie zorganizował i zgodnie z planem wykonał. Co pcha inteligentnego człowieka, nauczyciela akademickiego, do tak haniebnego czynu?

Były prezydent Zabrza Jerzy G. nie działał sam, to pewne. Nie ma jednak narzędzia zbrodni i nikt nie przyznaje się do zabójstwa Lecha Frydrychowskiego, któremu zabrzański samorządowiec był dłużny ponad 800 tys. zł.

Wierzyciel 18 sierpnia 2008 roku został odnaleziony głęboko w lesie niedaleko Będzina. Jego ciało z licznymi ranami było skrępowane taśmą klejącą.

Pewne jest, że komornik wszedł do domu byłego prezydenta Zabrza z sądowym nakazem, zajął część jego wynagrodzenia. Wątpliwości budzi to, czy ten dług faktycznie istniał. Po pierwsze wierzyciel nie był w stanie przekonująco wykazać, skąd wziął tyle pieniędzy, by je pożyczyć, a tłumaczenie, że zarobił je na zbiorze owoców w Holandii nie jest przekonujące. Po drugie, nie wiadomo, co były prezydent Zabrza zrobił z tak dużą kwotą.

Podejrzenia, że był hazardzistą nie są udokumentowane. Nie zmienia to faktu, że sądy obu instancji w procesie cywilnym przyznały rację Frydrychowskiemu.

Jerzy G., były prezydent Zabrza oskarżony o morderstwo chciał, by ofiara "po prostu zniknęła"

Ciało Frydrychowskiego znalazł w lesie w Wymysłowie k. Będzina grzybiarz. Właściwie doprowadził go do niego pies, bo było starannie ukryte pod liśćmi i gałęziami. Ktoś się musiał natrudzić. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci były rany kłute i cięte okolic szyi.

Mówiąc wprost, ktoś podciął mu gardło i na skutek tego ofiara doznała krwotoku wewnętrznego. Inne rany wskazywały na pobicie, na przykład pałką.

Do pracy przystąpił policyjny psycholog Bogdan Lach, który sporządził portret sprawcy w oparciu o analizę ostatnich dni życia ofiary, jego powiązań towarzyskich i biznesowych.

Czytaj relację na żywo z procesu Jerzego G.

- Zachowane ślady na miejscu zdarzenia wskazywały, że sprawców było wielu. Ktoś w tej grupie musiał pełnić rolę wiodącą. Kto? - zastanawiał się Bogdan Lach.

Dziś już nie chce odnosić się do tej konkretnej sprawy, ciągle przecież nieosądzonej. Mówi o motywach, którymi zazwyczaj kierują się osoby inteligentne, o wysokim prestiżu społecznym, a takim był niewątpliwie prezydent Zabrza Jerzy G., nauczyciel akademicki.

- U osób inteligentnych motyw zabójstwa ma podłoże silnie emocjonalne. Jest nim przede wszystkim zemsta lub poczucie krzywdy, w dalszej kolejności utrata prestiżu - wyjaśnia Bogdan Lach. - Nie dominuje, jak w innych przypadkach, silny motyw ekonomiczny, urojeniowy czy seksualny.

Analiza połączeń telefonicznych i logowania się komórek w stacjach BTS w rejonie Wymysłowa doprowadziły także do byłego prezydenta Zabrza Jerzego G. Przełomowe okazały się wyjaśnienia 34-letniego mechanika samochodowego z Bytomia, do którego zgłosił się samorządowiec zabrzański, by ten pomógł mu rozwiązać problem finansowy.

Było lato 2007 roku. Do spotkania doszło na parkingu Mc Donald's w Bytomiu. Wtedy jeszcze były prezydent procesował się z wierzycielem o to, czy roszczenie w wysokości 250 tys. zł jest w ogóle zasadne.

Pytał jednak, czy mechanik nie zna ludzi, którzy pomogliby mu rozwiązać kłopoty. Najlepiej byłoby, aby ta osoba "po prostu zniknęła, straciła się lub by jej się coś stało" - miał powiedzieć Jerzy G. i skarżyć się, że z powodu długu jego żona się załamała.

W latach 80. Jerzy G. pełnił funkcję sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR w Zabrzu, aż do rozwiązania tej partii w 1990 roku. Prezydentem Zabrza był w latach 2002-2006 z ramienia SLD. Pieniądze pożyczał dość często, ale w zeznaniach podatkowych o tym nie wspominał.

Na początku 2008 roku były prezydent Zabrza ponownie spotkał się przed Mc Donald's z nowym znajomym mechanikiem. Był już po przegranym procesie z Frydrychowskim. Przyniósł kopertę z fotografiami mieszkania swojego wierzyciela, auta, którym się porusza, rysopisem, danymi osobowymi. Pokrótce przedstawił plan uprowadzenia Frydrychowskiego, by go zmusić do podpisania dokumentów zrzekających się egzekwowania długu.

Pierwszy proces oskarżonego o zabójstwo Jerzego G. byłego prezydenta Zabrza odroczony

Zawiózł mechanika do opuszczonego budynku na granicy Zabrza i Bytomia, do którego wynajęci ludzie mieli dowieźć Frydrychowskiego zabierając go sprzed domu. Mechanik wtajemniczył w plan swojego kolegę, a ten następnych.

Razem pojechali pod dom ofiary, by mu się przyjrzeć i skrewili. Frydrychowski okazał się wielkim mężczyzną, w przeciwieństwie do nich samych, w dodatku miał groźnego psa i wokół kręciło się zbyt wiele osób.

- Niech coś łatwiejszego wymyśli. To nie jest tak: hop-siup, jak w filmach - powiedzieli porywacze do mechanika.
I były prezydent wymyślił. Wtedy już był zastępcą dyrektora Instytutu Podstaw Inżynierii Środowiska PAN w Zabrzu, nauczycielem akademickim Politechniki Śląskiej. Wskazał miejsce w lesie koło Gliwic.

- Na spotkanie przyjechał z mapkami topograficznymi, znał tam chyba każde drzewo - twierdzi mechanik.

Zwabieniem wierzyciela do lasu zajął się sam Jerzy G. pod pozorem, że zrobi z niego magistra i doktora zarazem. Będą przyglądać się kretowiskom i je fotografować.

- Swoją ofiarę oswajał z lasem - twierdzi prokurator.

Trzej młodzi sprawcy wynajęci do skrępowania ofiary czekali głęboko w lesie. Mieli ze sobą dwa plastikowe wiaderka, że niby wybrali się na grzyby, nieduży kij baseballowy, drewniany trzonek od łopaty oraz rękawiczki. Mechanik stał na czatach. Jerzy G. pomylił jednak drogę i nie spotkali się.

- Zaczął nas przepraszać za tę pomyłkę, bo chłopaki się wściekli - mówi mechanik.

Powstał trzeci plan pojmania wierzyciela, prywatnie syna wspólniczki byłego prezydenta, z którą prowadził w Zabrzu księgarnię. Tym razem wynajęci wspólnicy wskazali na las w Wymysłowie koło Będzina.

Jerzy G. szybko zapoznał się z mapami terenu i zaakceptował miejsce, w którym uprowadzony zostanie Frydrychowski. Zależało mu na czasie, bo zbliżał się termin zwrotu części długu.

17 sierpnia 2008 roku pod pretekstem wykonania kolejnych zdjęć kretowisk potrzebnych do otwarcia przewodu doktorskiego Frydrychowskiego (choć jeszcze nie miał magistra), były prezydent Zabrza zwabił swojego wierzyciela do lasu właśnie w Wymysłowie.

Bracia Robert i Rafał oraz ich kolega Mariusz zabrali wiaderko na grzyby, rękawiczki, kij i taśmę klejącą.

- Czy dziś coś z tego będzie? - pytał telefonicznie Robert stojącego na czatach mechanika.

Jerzy G., były prezydent Zabrza oskarżony o morderstwo chciał, by ofiara "po prostu zniknęła"

Byli zniecierpliwieni, Jerzy G. spóźniał się już 40 minut. W końcu nadeszli. Rafał ubrany był w strój biegacza. Rozpędzony potrącił łokciem Frydrychowskiego, Mariusz podciął mu nogi, a Robert złapał za głowę, żeby nie uciekał i razem przystąpili do jego skrępowania. Co było dalej? - nie wiadomo.

Cała akcja trwała pięć minut, tak wynika z połączeń telefonicznych. Stojący na czatach mechanik usłyszał od Mariusza: - To było łatwiejsze niż myślałem, bo on się nie bronił.

Skrępowanego Frydrychowskiego zostawili obok ścieżki z byłym prezydentem. Nawet go nie uderzyli.

- Jerzy G. sam zadzwonił do mnie, że chłopaki już do mnie wracają - mówi mechanik.

Kto w takim razie podciął mu gardło, kto wymierzał razy? Kto zabrał plecak oraz aparat fotograficzny, który Frydrychowski miał przy sobie?

Bracia Robert i Rafał nie przyznali się do przedstawionego im zarzutu zabójstwa. W śledztwie odmówili składania wyjaśnień.

Psycholog sądowy Bogdan Lach mówi, że po śladach zostawionych na ciele ofiary można poznać, ilu było sprawców.

- Jeśli jest więcej ciosów zagrażających życiu, można przyjąć, że sprawców było więcej, bo wtedy następuje eskalacja agresji. Sekcja wykazała, że ofiara miała trzy rany kłute i dwie rany cięte szyi. Zwłoki starannie przykryto pociętymi na miejscu gałęziami.

- Skoro zdarzenie trwało 5 minut, nie było czasu na jakiekolwiek pertraktacje z ofiarą. Ten czas pozwalał jedynie na pobicie, obezwładnienie, zadanie śmiertelnych ran i ukrycie ciała - twierdzi prokurator Radosław Palka.

Pierwszy proces oskarżonego o zabójstwo Jerzego G. byłego prezydenta Zabrza odroczony

Sprawcy działali w rękawiczkach, ale z odkrytymi twarzami. Nie zależało im na ukryciu własnych twarzy. Z tego prokurator wyciąga wniosek, że Lech Frydrychowski miał tego dnia umrzeć.

Były prezydent twierdzi, że Frydrychowski zginął z rąk handlarzy narkotyków. W ogóle niewiele mówi na ten zabójstwa.

Jako prezydent Zabrza zasłynął okólnikiem, który miał zakończyć garderobianą samowolę urzędniczek. Przypomniał, że odsłonięte torsy i zbyt krótkie spódniczki nie przystoją w pracy, przecież urzędnik reprezentuje miasto i samego pana prezydenta. Pozostanie w pamięci jako ten samorządowiec, który pierwszy w naszym regionie stanął pod tak ciężkim zarzutem.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto