Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jerzy Wereta, radny z Zabrza: pomagałem współwięźniom, dzieliłem się jedzeniem [WYWIAD]

Maria Olecha
Jerzy Wereta, zabrzański radny lewicy, opuścił areszt śledczy. Aresztowano go 17 grudnia 2010 roku na wniosek Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która zarzuciła mu korupcję, płatną protekcję i składanie fałszywych oświadczeń majątkowych. Według śledczych, Wereta miał brać łapówki od biznesmenów i gangstera - w sumie 800 tysięcy złotych.

Od 3 marca Jerzy Wereta jest w domu. O brawurowym zatrzymaniu, traumatycznych przeżyciach z więzienia, kontaktach z rodziną i zwolenieniu w dniu 58. urodzin opowiada z rozmowie z Marią Olechą

Kiedy wyszedł pan na wolność?
Dokładnie 3 marca, w dniu moich 58. urodzin. Mój obrońca sygnalizował mi, że będzie wnisokował o wcześniejsze zwolnienie mnie z aresztu, ale nie sądziłem, że to przypadnie w takim dniu. Prokuratora przychyliła się do tego wniosku, bo uznanła, że wszystkie czynności w stosunku do mojej osoby zostały zakończone, a ja nie stwarzam przecież zagrożenia dla ludzi na ulicach, żeby trzymać mnie w więzieniu. Nie mam nadzoru policyjnego, musiałem tylko wpłacić 50 tysięcy złotych na konto prokuratury tytułem zabezpieczenia na wypadek, gdybym się dopuścił manipulacji świadkami w mojej sprawie.

Czyli prokuratura dalej prowadzi swoje śledztwo w pana sprawie?
Tak, robi swoje.

Rozumiem, że nie przyznaje się pan do winy?
Oczywiście, że nie. Gdyby było inaczej, nie rozmawiałbym z panią. Ja się nie boję pokazywać ludziom w Zabrzu, bo jestem niewinny. A mieszkańcy dali mi odczuć, że też w moją winę nie wierzą. Otrzymałem przez te dwa i pół miesiąca pobytu w areszcie wiele gestów sympatii. To bardzo miłe.

Jak wyglądało pana zatrzymanie? Policjanci i prokurator przyszli do pana domu rano, 17 grudnia 2010 roku?
Dokładnie tak, o godzinie 6 rano po mnie przyszli. Pod tym względem w naszym kraju niewiele się zmieniło. Zatrzymania są zawsze rano, w domu.

Wiedział pan, dlaczego pana zatrzymują?
Nie. Zarzuty przedstawiono mi dopiero po południu.

Prokuratura zarzuca panu m.in. korupcję i płatną protekcję. Najpoważniejszy zarzut dotyczy nieprawidłowości przy przetargu na gaszenie hałdy w Zabrzu. Wtedy był pan radnym. Zarzut korupcji dotyczy okresu, gdy był pan wiceprezydentem Zabrza...
Wie pani, kiedy ludzie w Zabrzu usłyszeli, że miałem wziąć tysiąc złotych łapówki, to wywołało to ogólną wesołość. Zrobiłem to, co musiałem, żadnych pieniędzy nie wziąłem. Jako zastępca prezydenta miasta operacji gruntowych wykonałem nieprawdopodobną ilość. Przecież przygotowałem wszystko pod budowę Drogowej Trasy Średnicowej i gospodarkę wodno-ściekową. Nie mam sobie nic do zarzucenia.

Pobyt w areszcie był dla pana traumą?
Tak, to bardzo traumatyczne przeżycie i cieszę się, że mam to za sobą. Schudłem 25 kilo – to chyba o czymś świadczy. Myślę o tych, którzy tam zostali. Powiem pani, że musimy w naszym kraju poprawić funkcjonowanie pewnych mechanizmów, bo ja tam spotkałem ludzi, którzy siedzą za kradzież roweru albo niezapłacone rachunki. Czy ich trzeba od razu aresztować? Przecież to chore jest.

Cele były przepełnione?
Tak, więźniów było znacznie więcej niż miejsc w celach i pewnie tak jest nadal. Ja byłem w kilkuosobowej celi. Ale na służby penitencjarne złego słowa nie dam powiedzieć, bo pracują dobrze. Jednak jeśli cele są przepełnione, to o żadnej resocjalizacji w przypadku osób skazanych nie ma nawet mowy.

Wieźniowie wiedzieli, kim pan jest?
Tak, bo mają dostęp do prasy i przeczytali w piątek rano (17 grudnia 2010 roku - przyp. red.) „Gazetę Wyborczą", więc kiedy wprowadzono mnie do aresztu w Bytomiu, już wiedzieli. Swoją drogą to ciekawe, w jaki sposób ta gazeta wiedziała o moim zatrzymaniu szybciej niż ono faktycznie nastąpiło, bo gazeta przecież wydrukowana została wcześniej. Na współwięźniów ani w areszcie w Bytomiu, ani w Gliwicach narzekać nie mogę. Starałem się niektórym pomóc, bo byli nieporadni. A to napisałem jakieś pismo, podpowiedziałem, gdzie w urzędzie trzeba szukać pomocy, a to podzieliłem się jedzeniem. No i papierosami też się dzieliłem.

Mógł się pan kontaktować z rodziną?
Tak, kilka razy w miesiącu miałem widzenia. I powiem pani zupełnie szczerze, że gdyby nie moja żona, to nie wiem, czym bym to wszystko zniósł. Ilu jest takich, którzy wychodzą na wolność i nie mają do czego wracać? A ja mam wspaniałą żonę, dom, firma pracuje dobrze, bo żona zajęła się wszystkim. Zapłaciła moim pracownikom, dostali wypłaty na czas. I wierzyła od początku w moją niewinność. Wsparcie rodziny jest w takich sytuacjach bardzo, bardzo ważne.

Nie tylko żona wierzyła w pana niewinność. Koledzy z SLD, z sali sesyjnej również. Dalej jest pan zawieszony w prawach członka partii?
Rozumiem tę decyzję i ją szanuję. Postanowiłem zawiesić swoją działalność w SLD do czasu zakończenia tej sprawy. Radnym będę nadal, bo chcą tego mieszkańcy. Zajmę się tym, na czym się znam, czyli gospodarką komunalną.

Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto