Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jarosław Botor, Narodowa Zimowa Wyprawa na K2: Jak ktoś nie ma duszy odkrywcy, to nas nie zrozumie

Arkadiusz Nauka
Pracuje jako ratownik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, a gdy nie pracuje, chodzi w góry. To Jarosław Botor, zabrzanin, który był uczestnikiem narodowej wyprawy na K2 i brał udział w akcji ratunkowej na Nanga Parbat. Za uratowanie Elizabeth Revol otrzymał nagrodę Wyczyn Roku przyznawaną przez Przegląd Sportowy. Przypominamy rozmowę z Jarosławem Botorem z marca 2018 roku

Za panem intensywne tygodnie. Wyprawa na K2, akcja na Nanga Parbat. Emocje już opadły?

Tak, zdecydowanie. Teraz moje myśli zajmuje tylko praca. Udało mi się odnowić licencję na śmigłowiec i na co dzień skupiam się właśnie na lataniu. Jeśli chodzi o K2, to już jest etap dla mnie zamykany.

Nie odmawia pan sobie ekstremalnych doznań. Latanie śmigłowcem LPR to emocje podobne do tych podczas akcji górskich, ten sam stres?

To jest inny typ tego stresu, tu jest jednak praca, którą wykonuję od 15 lat. Inaczej też do tego podchodzę, bo robię to na co dzień. Tam, w górach, musiałem pracować w terenie, którego zupełnie nie znałem. I to samo w sobie było dla nas zagrożeniem.

Wielu himalaistów traktuje wyprawę w góry jako ucieczkę od codzienności. Pan też?

Na pewno pobyt w górach jest czasem, w którym można się zdystansować i później po powrocie bardziej ceni się to, co się ma i to jest wartość dodana. Można z dużą refleksją wrócić do codzienności i się nią cieszyć

I co zmieniło się u pana po tej ostatniej wyprawie?

Nic się nie zmieniło pod względem życia codziennego, natomiast każdy z tych wyjazdów jest dla mnie dużym doświadczeniem górskim, ale też życiowym. Mówię tu o relacjach, które człowiek nawiązuje na miejscu i o warunkach bytowych, jakie panują podczas takiej wyprawy. To są często warunki trudne, wręcz ekstremalne. Wydaje mi się, że człowiek jest po takim doświadczeniu silniejszy.

Czytałem, że będąc w obozie pod K2, nawet się nie myliście.

To prawda. Nie ma na to za bardzo warunków, poza tym moglibyśmy się narazić na różnego rodzaju infekcje, więc trzeba na to uważać. No i pamiętajmy, że organizm się jednak przyzwyczaja do niskich temperatur, wytwarzając taką powłokę na skórze, która chroni przed zimnem, a kiedy ją zmywamy, tracimy tę ochronę. Ewidentnie jest tak, że pobyt w tych ekstremalnych warunkach wpływa później na to, jak zachowujemy się w dalszym życiu. Będąc tam, na miejscu, nie ma się wyjścia. Człowiek musi wstać rano i powiedzieć sobie, że ta sytuacja będzie taka, a nie inna, należy się z nią pogodzić i stawić jej czoło. To nie jest tak, że mi się nie podoba i chcę wracać do domu. [tresc_platna]

Ale pewnie rodzina chciałaby, żeby pan już wracał. Jak pana bliscy przeżywają te wyjazdy?

No tak, rodzina nie jest za tym, żebym wyjeżdżał. Często próbują mnie przekonać, żebym jednak nie jechał. Czasem się im udaje, ale to wszystko zależy od tego, jaki to jest wyjazd, jaka ekipa, jak to wszystko ma wyglądać. Też trzeba powiedzieć, że to nigdy nie jest tak, że ja dostaję propozycję i od razu mówię: jadę. Zawsze jest jakaś dyskusja, zawsze muszę to przemyśleć i nigdy tak naprawdę do samego końca nie jestem pewny, czy pojadę.

Ale jak już się pan decyduje, jak wygląda ta rozmowa w domu? Mówi pan coś w stylu: spokojnie, na pewno wrócę?

To jest taki temat przemilczany. Staram się w ogóle o tym nie rozmawiać, bo to nie pomaga. Chcę wtedy po prostu spędzić z rodziną jak najwięcej czasu tuż przed wyjazdem i nie wchodzić jakby głębiej w temat, ale na pewno gdzieś z tyłu głowy myśli się o tym, jak rodzina sobie poradzi, gdyby się jednak nie wróciło z tej wyprawy.

Czy akcja ratunkowa na Nanga Parbat była największym wyzwaniem w pana życiu?

Chyba nie, zdarzały się wspinaczki, podczas których byliśmy już w trudniejszych sytuacjach. Na pewno ta akcja ratunkowa była nietypowa. Trzeba było szybko reagować, współpracować z pilotami śmigłowców, stworzyć obozowisko, które mogło przyjąć tych poszkodowanych, czyli Elisabeth i Tomka, jak zakładaliśmy. Specyfika tej akcji polegała na tym, że to był teren, którego nie znaliśmy i była to wysokość od 5 do 7 tysięcy metrów nad poziomem morza. Natomiast wszystkie inne składowe nie różniły się zasadniczo od tego, co trzeba zrobić podczas innych górskich wypraw ratunkowych.

Czyli to, że był pan na 6 tysiącach metrów przy minus 40 stopniach nie miało dla pana znaczenia?

No okej, minus 40 to rzeczywiście jest pewne utrudnienie, ale poza tym to większość akcji ratowniczych w górach odbywa się jednak w nocy, więc nie była to dla mnie nowość. Jeśli chodzi o wysokość, to musieliśmy pamiętać o aklimatyzacji, mieliśmy w razie czego butlę z tlenem i odpowiedni sprzęt, więc byliśmy dobrze przygotowani.

Po tych wydarzeniach w Polsce rozgorzała dyskusja o tym, czy to rozsądne narażać się na takie niebezpieczeństwo, jak zrobili to Tomasz Mackiewicz i Elisabeth Revol. Po co wchodzić tak wysoko, skoro istnieje ryzyko, że można już nie wrócić?

Trzeba by o to zapytać wielu ludzi, bo pewnie każdy ma jakiś inny powód do tego, żeby iść w góry i nie da się wypracować takiego jednoznacznego stanowiska. Natomiast trzeba mieć świadomość, że nie każda akcja w górach kończy się tragedią. Rocznie wspina się naprawdę olbrzymia liczba osób. O tragediach dowiadujemy się rzadko, bo większość ludzi jednak wraca z wypraw cało i zdrowo. Wspinacze wiedzą, co robią i są świadomi zagrożenia. Sytuacja, która miała miejsce w styczniu na Nanga Parbat czy wcześniej na Broad Peaku, to jednak są zdarzenia skrajne, tam były ekstremalne warunki, a musimy pamiętać, że wspinanie to jest jednak eksploracja i zawsze mogą zdarzyć się błędy, sytuacje, których człowiek nie przewidzi. Wyprawa Tomka Mackiewicza i Elisabeth Revol to jest pierwsze na świecie wejście na szczyt ośmiotysięcznika zimą w stylu alpejskim, czyli oni wzięli po prostu plecak i poszli w górę. Przy zejściu mieli problemy i się nie udało. Gdyby jednak zeszli, to byłoby to niesamowite osiągnięcie w świecie eksploracji. Jeśli ktoś nie ma takiej duszy odkrywcy, chęci sprawdzenia swoich możliwości, nie ma w nim w pasji, chęci współpracy, oddania drugiemu człowiekowi części siebie, to nigdy nie będzie w stanie zrozumieć, czemu my chodzimy w góry. Bo w górach człowiek ma możliwość sprawdzenia bardzo wielu rzeczy, nie tylko tych związanych z samym sobą, ale także ze światem, który go otacza. Jeśli to jest coś, co w życiu jest dla niego ważne, to będzie chodził w góry i będzie tego szukał. Ja wierzę, że sporo osób nas rozumie, chodząc nawet po samych Beskidach, bo nawet niskie góry dają motywację i chęć do życia.

Dlaczego Polakom tak zależy na zdobyciu K2 zimą?

Dlatego, że jeszcze nikt tej góry zimą nie zdobył. Mamy dużo sukcesów związanych z pierwszymi zimowymi wejściami i tylko pozostała nam ta góra. Co ciekawe, nikt nie chce jeździć zimą na K2. Były łącznie cztery takie wyprawy, raz pojechali Rosjanie i trzy razy Polacy. Żadna inna nacja nie podejmuje się takiego wyzwania. To jest właśnie ta eksploracyjna dusza, o której mówiłem. Odkrywaliśmy nowe lądy, odkrywaliśmy kosmos i robimy to nadal. Pewne rzeczy nam przed nosem przeleciały, nie byliśmy w to zaangażowani, nie mieliśmy po prostu takiej możliwości, pieniędzy, żeby wysłać Polaka w kosmos, więc szukamy innych sposobów, aby być w czymś na tym pierwszym miejscu. Taką możliwość daje właśnie zdobycie K2 w warunkach zimowych. W wielu miejscach człowiek już był, ale nie na K2 zimą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na zabrze.naszemiasto.pl Nasze Miasto